BrudyZKufra

papieros, kawa, muzyka i wy…

Monthly Archives: Kwiecień 2012

Thanks Jimi Festival 2012 – Wrocław.

Jak wszyscy wiemy, nieubłaganie zbliża się maj. Miesiąc, który rozpoczyna się świetnym wydarzaniem jakim jest Thanks Jimi Festival we Wrocławiu! Jednym z gwoździ programu będzie wtorkowe bicie gitarowego rekordu Guinnessa. Tak więc gitary pod pachę i najpóźniej o 16 proszę się stawić na rynku miasta!

Tak na prawdę, do Wrocławia wybrać się można już w niedzielę bo już wtedy atrakcji nie brakuje. Zabawa w dwóch ostatnich dniach kwietnia miejsce będzie miała w klubie muzycznym Łykend na Podwalu 37/38. Następnie we wtorek wszyscy zbiorą się na rynku, aby posłuchać występów gości oraz przygotować się do bicia rekordu. Dotychczas udało się kilkukrotnie ustanowić rekord. Obecny rekord to 6346 gitarzystów grających, a no właśnie, bo na rekord grane jest „Hey Joe”,  i udało się ustanowić taką liczbę w 2009 roku, lecz niestety nieco wcześniej taki wynik padł w Londynie i uznawany jest właśnie on. Ale biorąc pod uwagę Polskę i „Hey Joe” to właśnie rok 2009 był rokiem ustanowienia naszego rekordu, którego nie udało się pobić przez dwa kolejna lata, może teraz damy radę?!

No to we wtorek (01.05) bicie rekordu, występy i ogólnie kupa rzeczy jaką będzie można tam robić. Wieczór zapowiada się obiecująco bo występować będą: Leszek Cichoński & Friends, T. LOVE, Lipali, Europe. Tuż przed końcem dnia lecimy do klubu Łykend na darmowe występy, gdzie pokaże się miedzy innymi niesamowity Wojciech Pilichowski. Na środę przewidziane są koncerty większego kalibru. Na scenie pojawią się Zdenek Bina Acoustic Project, Marek Napiórkowski Trio feat. Artur Lesicki, Wojtek Pilichowski & Pi Electro Step feat. Leszek Możdżer oraz król slapu MARCUS MILLER & BAND. Warto wziąć gitarę i zapisać się na rekord, ponieważ dzięki temu na wszystkie płatne koncerty będziecie mieli całkiem dobre zniżki. Za bilet wtedy zapłacimy 30zł zamiast 70,  80 czy 100. Bardzo kuszącą jest propozycja zakupu dwudniowego karnetu za jedyne 40zł (dla uczestników grania). A jeśli martwi was problem z trzymaniem i noszeniem gitary, to spokojnie, zostaną uruchomione specjalne przechowalnie!

Po powrocie opowiemy jak było.

Program imprezy

Twórca i pomysłodawca imprezy i instruktaż gry „Hey Joe”.

Blablablablablabalbalbalbalablabalbalabl!

Jack White – Blunderbuss

Jack White (właściwie John Anthony Gillis)! Tak to ten sam z  „Będzie głośno” („It might get loud”), tak i to też założyciel The White Stripes! Ten z 17 miejsca 100 najlepszych gitarzystów wszech czasów (wg. Czytelników magazynu Rolling Stone)! Tak, jak również współtwórca projektu Raconteurs i Dead Weather. Zasłużony i utytułowany muzyk, ale nie o nim a o jego płycie, która dzisiaj miała swoją oficjalną premierę.

„Odkładałem nagrywanie płyt pod własnym nazwiskiem od bardzo dawna, ale czułem, że te piosenki mogą się ukazać tylko pod moim nazwiskiem. Powstały szybko i nie miały nic wspólnego z nikim ani niczym innym. Były moją własną wypowiedzią, moimi kolorami na moim własnym płótnie”. Takimi słowami w styczniu bieżącego roku Muzyk zapowiadał nowy album.

Słuchając utworów White Stripes czy Racounteurs od razu można było usłyszeć charakterystycznego White’a, jego wokal i przede wszystkim gitarę. Pazur był na wierzchu, zawsze, przy szybkich, smutnych, wolnych, ciężkich i lżejszych utworach. Specyficzne dźwięki jego oryginalnych wioseł łączyły się w niewygrywaną harmonię, ucztę dla uszu naszych mózgów.

Rozentuzjazmowany czym prędzej złapałem za album i… No właśnie. W The Dead Weather już trochę White dał znać, że powoli i nieznacznie zmienia kierunek. O ile Raconteurs i White Stripes było podobne, to The Dead Weather twórczo różniło się już od nich znacznie (zależy od skali jaką obierzemy).  White solo też jest inny.

Onet.pl: „Blunderbuss to dowód na constans totalny w twórczości Jacka White’a.”

Nie zgodziłbym się z tym.

Styl owszem, utwory nadal stoją na wysokim poziome, są oryginalne, momentami suche i jałowe, właśnie takie jakimi White raczył nas częstować. Lecz jeśli liczymy na coś podobnego, coś jak np. White Stripes to nie dostaniemy tego. Oczywiście, słucha się tego przyjemnie, klawiszy, wydaje się, że trochę więcej niż zazwyczaj, brakuje moim zdaniem gitary. Utwór „Wheep Themselves to Sleep” posiada świetną solówkę, właśnie taką starą White’ową solówkę, ale cóż z tego. Album nie ma nic wspólnego z jego tytułem, pistolet chybił. Jednak co White robi robi to dobrze, nie, doskonale! Wsłuchując się w utwóry nie mogę wyjść z podziwu, kompozycja, ogół, palce lizać! Osobiście jestem nieco zaskoczony jego najnowszą twórczością, ale na pewno nie zniechęcony a rozdarty.

Proszę, magazyny The Guardian i The Telegraph dały 5/5, Pitchfork 7,8/10 zaś Slant Magazine 3,5/5. Noty jak widać są dość zróżnicowane, ale nie najgorsze. Patrząc przez pryzmat całej twórczości Jacka White’a skory jestem dać 4/5.

White i Blunderbuss zostają wrzuceni do kufra!

Blunderbuss – Garłacz, broń palna z rozszerzoną przy wylocie lufą.

Drugi Hendrix?

Jimi Hendrix, Stevie Ray Vaughan, Jimmy Page… Myślę, że każdy z nas oddałby na prawdę dużo aby obejrzeć tych Panów na scenie. Jak z tym ostatnim to jeszcze w miarę możliwe to Jimi i Stevie raczej już u nas nie zagoszczą. Jest jednak na to rozwiązanie, a nazywa się ono The Brew. Jeśli mnie jeszcze nie wyśmialiście, to wstrzymajcie się troszkę, przynajmniej do końca tego wpisu. Zgodzę się, że to co przed chwilą napisałem brzmi dość kontrowersyjnie, ale zaraz zobaczycie, że chłopaki rozpierdalają kosmos (wybaczcie za wulgaryzmy, lecz jedynie w ten sposób mogłem wyrazić moje uczucia).

Trio o którym tu wspominam pochodzi z Grimsby (Wielka Brytania), grają razem zaledwie od 2006 roku, lecz już są według niektórych (razem ze mną) jednym z najbardziej ekscytujących i najlepiej prosperującym młodym zespołem. Rok po założeniu zostali uznani za najlepszy zespół roku 2007 wg magazynu „It’s only Rock’n’Roll”, wydawanego przez fanklub The Rolling Stones. Filarem zespołu jest wokalista i gitarzysta Jason Barwick. To właśnie ten młody chłopak porównywany jest do tej słynnej, legendarnej trójki gitarzystów. Co wcale nie oznacza że pozostała dwójka odstaje od niego znacznie. Nic z tego! Kurt Smith, niesamowity bębniarz, który zagrał na moich oczach Moby Dick Led Zeppelin, w identyczny sposób jak Bonham, dodatkowo na sam koniec solówki perkusyjnej uderzył gołą dłonią (dodam, że tak samo jak w oryginale, połowa solówki była grana samymi dłońmi) w ogromny GONG! Nie tylko widownia stała oczarowana Kurtem ale również członkowie zespołu obserwowali te popisy z szacunkiem i podziwem. Ostatnim z trójki jest trochę niedoceniany Tim Smith. Basista oczywiście nie daję takich popisów, jednak dodaje dojrzałość i duszę zespołowi. Wszyscy oni razem dają niesamowite wrażenia!

Ale wróćmy do Jasona. Tego chłopaka nie opiszą żadne słowa. Nie oddadzą tego płyty które nagrał. Jedynym sposobem żeby zrozumieć piękno jego gry jest zobaczenie i usłyszenie go na żywo. Na scenie wykorzystuje wszystkie sztuczki Hendrixa, a zatem gra zębami, za plecami pod nogami… Naśladuje Page’a grając smyczkiem na gitarze. Dodam, że zagrał całą solówkę Dazed and Confused. Skacze, biega, jest niczym wulkan energii, który w dodatku wydobywa niesamowite gitarowe dźwięki. Co ciekawe poza sceną wydaję się spokojnym, skromnym, niepozornym chłopakiem…

Ale dlaczego ja w ogóle o tym piszę… Otóż The Brew wracają do Polski na aż 4 koncerty.

Tutaj macie rozkład jazdy:

22 maja 2012 – Warszawa, HRC

23 maja 2012 – Poznań, Bluenote

24 maja 2012 – Szczecin, Free Blues Club

25 maja 2012 – Wrocław, Zaklęte Rewiry

Polecam gorąco, bo warto na prawdę warto wydać te 50 zł i obejrzeć niesamowite przedstawienie!

Na koniec chłopaki zagrają Wam Little Wing i Kam.